Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

wtorek, 10 lutego 2015

Ściąć prawicowe drzewa

Zielonodrzew

Xianliang Zhang

Tytuł oryginału:  Lu hua shu
Tłumaczenie: Anna i Jerzy Abkowiczowie
Wydawnictwo: Śląsk
Liczba stron: 151
 
 
 
 
Przypadek to nieodłączona część ludzkiego żywota, o czym regularnie przekonuje się każdy z nas. Los często lubi płatać nam figle, ale strojone z nas żarty niekiedy wychodzą nam na dobre. Tak było w moim przypadku, kiedy zdecydowałem się odwiedzić jedną z lokalnych bibliotek w moim mieście w poszukiwaniu dalekowschodniej literatury. Przeglądając katalog nazwisk, mój wzrok zahaczył o Chińczyka Xianlianga Zhanga. Umysł podpowiadał mi, że godność tego pana nie powinna mi być obca i przez złośliwą koincydencję zlała mi się ona z nazwiskiem innego chińskiego literata Xiaobo Liu, laureata literackiej nagrody Nobla. Gdy wróciłem do domu i sprawdziłem dane jegomościa, którego książkę wypożyczyłem, zatytułowaną Zielonodrzew, przekonałem się jak kiepska jest moja pamięć. Ale dzięki temu poznałem osobnika, po którego twórczość być może jeszcze długo nie zdecydowałbym się sięgnąć.

Xianliang Zhang to chiński pisarz, żyjący w latach 1936 – 2014. Jego ojciec był bogatym przemysłowcem, a ród mógł poszczycić się długą tradycją urzędniczą. Przodkowie Zhanga piastowali wysokie stanowiska w cesarskich Chinach. Zatem Zhang jako potomek feudalnych możnowładców a jednocześnie syn kapitalisty nie mógł liczyć na to, że powstała w 1949 roku Chińska Republika Ludowa zapewni mu łatwy i przyjemny start w życiu. Z uwagi na niewłaściwe pochodzenie (przynależność klasową określano sięgając aż do trzech pokoleń wstecz) po ukończeniu edukacji w szkole średniej, Zhang nie miał szans na podjęcie studiów. Z tego względu w 1954 roku rozpoczął pracę nauczyciela, najpierw w Pekinie, a następnie w Yinchuanie, stolicy prowincji Ningxia, z którą jego losy związane były do końca życia.
Xianliang Zhang nie był urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, o czym świadczą jego zmienne i dość tragiczne losy. Pod koniec lat 50-tych Chanowi udało się opublikować Poemat o wietrze, jednak radość z tego sukcesu nie trwała długo – dzieło dwudziestojednoletniego artysty poddano zdecydowanej krytyce na łamach dziennika KPCh. Twórcy oberwało się za antysocjalistyczny wydźwięk, doszukano się także krytyki partii, co doprowadziło do błyskawicznego procesu i skazania autora na wychowanie przez pracę w obozie. Tak ostra reakcja i surowa kara była pokłosiem przemian politycznych, do jakich doszło w Państwie Środka. Lata 50-te były bardzo burzliwym okresem – najpierw nastąpiła odwilż w 1956 roku, kiedy to sformułowana została koncepcja różnorodności prądów intelektualnych w sferze kultury i nauki, co było zaproszeniem inteligencji do współtworzenia ChRL. Hasłem naczelnym kampanii był slogan: niech rozkwita sto kwiatów, niech współzawodniczy sto szkół! W znaczącym stopniu wzrosła swoboda wypowiedzi, dopuszczalne było nawet poddawanie w wątpliwość podjętych przez władzę działań, do wyrażania opinii zachęcano inteligencję, urzędników oraz działaczy partyjnych ugrupowań demokratycznych oraz prawicowych. Ewaluacja dotychczasowych osiągnięć ChRL była jednak druzgocząca – ostrej i surowej krytyce poddano liczne wypaczenia i deformacje w dziedzinach kultury, gospodarki, polityki czy nauki. Szczególnie głośno wypowiadały się środowiska prawicowe jak i zwolennicy demokratycznej formy rządów. Ponadto wiosną 1957 roku na wielu uczelniach wybuchły zamieszki, natomiast na obszarach wiejskich dochodziło do odzyskiwania zabranego przez państwo mienia połączone z zabójstwami aktywistów oraz działalnością sabotażową, co był aż nadto czytelnym sygnałem, że cały eksperyment nie powiódł się i że już najwyższy czas go zakończyć. W czerwcu został opublikowany referat Mao Zedonga O właściwym traktowaniu sprzeczności w łonie ludu i stanowił on swoisty wstęp do rozpoczęcia polityki wycinania chwastów, czyli kampanii przeciwko prawicowcom. Szybko okazało się, że pojęcie prawica jest bardzo szerokie i pod swoimi skrzydłami mieści niemal wszystkich przeciwników oraz niewygodnych osobników w mniemaniu KPCh. Około pół miliona osób, w tym wielu przedstawicieli inteligencji, poddano licznym represjom – usuwano ich z zajmowanych stanowisk oraz z partii, uniemożliwiano wykonanie zawodu oraz wysyłano na reedukację do obozów pracy. Taki los spotkał także Zhanga – młodego podówczas nauczyciela wyrzucono poza społeczny nawias i skierowano do obozu pracy przymusowej.
W 1979 roku zrehabilitowano większość ofiar kampanii przeciwko prawicowcom, w tym także Xianlianga Zanga. Po 22 latach, artysta odzyskał wolność i niemal natychmiast rozpoczął działalność na polu literatury, próbując przekuć w słowa nabyte doświadczenia, a jednym z owoców jego pisarskiego talentu jest powieść Zielonodrzew.
Akcja utworu rozpoczyna się w 1961 roku w momencie, kiedy główny bohater i zarazem pierwszoosobowy narrator, wychudzony i wymizerowany Yonglin Zhang zostaje zwolniony z obozu pracy. Jest to efekt częściowej rewalidacji prawicowców, których wypuszczano z więzień i obozów, pozwalając im zasiedlać wiejskie tereny, jednocześnie cały czas zabraniając wykonywać wyuczonego zawodu. Yonglin Zhang trafia do gospodarstwa rolnego, odpowiednika radzieckiego kołchozu, położonego na Wyżynie Lessowej w prowincji Ningxia. To właśnie tutaj młody człowiek, który w przeszłości nieświadomie był nasiąkł ideałami burżuazyjnego humanizmu oraz demokratyzmu, przebywa kolejny odcinek niełatwej i naznaczonej cierniami drogi, prowadzącej go do świadomego wyznawania marksizmu. To bardzo ciekawe, ale doznane ze strony komunistów upokorzenia, cierpienia i chwile grozy nie odstręczyły go od materializmem historycznego oraz socjalizmu naukowego, ba niejako przekonują go, że Chińska Republika Ludowa winna wcielać w życie ideologię Karola Marksa. Autor nie sympatyzuje z systemem, który doprowadził do jego osadzenia w obozie i tułaczki po rubieżach Chin, ale nie jest też zwolennikiem jego obalenia. Komunizm nie jest w jego mniemaniu błędną doktryną – to jedynie ówcześni polityczny przywódcy dopuścili do wypaczenia założeń tego ustroju, ale chwilowe ludzkie pomyłki oraz ich skutki nie mogą podważać ważności marksizmu, na którym komunizm jest budowany.
Śledząc jednak losy Yonglina Zhanga widać wyraźnie, że Chińska Republika Ludowa lat 60-tych nie jest idealnym miejscem do życia. Przerażają warunki bytowe mieszkańców rolniczej spółdzielni – zgodnie z konstatacją narratora budynki mieszkalne, będące chylącymi się ku ziemi lepiankami, nie przedstawiają się wcale lepiej niż obozowe baraki. Charakteryzują się za to znacznie większym zaniedbaniem – bez wyraźnego przymusu żaden z lokatorów nie kwapi się do troski o własną siedzibę, tym bardziej, że zdobycie niezbędnych materiałów do napraw i reperacji graniczy niemal z cudem. Wszystko opiera się na prowizorycznych rozwiązań oraz kreatywności i umiejętnościach poszczególnych członków kołchozu, którzy wyuczone zajęcia traktują jako swoisty kapitał, starając się nim racjonalnie gospodarować.
Tak jak wspomniałem, akcja utworu rozgrywa się na Wyżynie Lessowej, która przez wieki stanowiła chińskie pogranicze, gdzie mieszały się ze sobą wpływy chińskiej cywilizacji oraz kultur ludów stepowych o korzeniach mongolskich, perskich czy arabskich. Efektem tych ciągłych tarć było powstanie mniejszości narodowej Hui, w tradycji której pobrzmiewają jeszcze echa islamu. Zasiedlała ona najbardziej zacofany gospodarczo rejon Chin, do którego zsyłano byłych więźniów politycznych, jeńców z obozów pracy, robotników fabrycznych po reedukacji. Z tego powodu cała prowincja tworzy niezwykłą mieszankę kulturową regularnie zasilaną przez nowe dopływy. W grupie, która trafia do gospodarstwa razem z głównym bohaterem znaleźli się osobnicy praktycznie z całych Chin, którzy w przeszłości wykonywali różne zawody – księgowy z szanghajskiego banku, porucznik – weteran wojny koreańskiej, redaktor naczelny, itd. Wszyscy oni zostali uznani za prawicowców i skazani na przymusowe roboty (co ciekawe, całą tę intelektualną śmietankę uzupełniają pospolici przestępcy, których kwalifikowano jako prawicowców, aby podbić statystyki wykrywalności wrogich elementów w trakcie kampanii wycinania chwastów). Większość z tych osobników, licząc na dawne kontakty oraz wpływy rodziny, stara się o przeniesienie i wydostanie się z tej zapadłej dziury. Pobyt na Wyżynie Lessowej traktują jako tymczasową i przejściową niedogodność. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja Yonglina Zhanga, którego jedynym członkiem rodziny jest matka, żyjąca w ubóstwie gdzieś pod Pekinem. Brak perspektyw na opuszczenie obecnego miejsca pobytu sprawia, że narrator zaczyna traktować gospodarstwo jak dom, w którym zaczyna nowe życie, pisząc kolejny jego rozdział jako człowiek (prawie) wolny, zarabiający na utrzymanie siłą własnych rąk.
Dzieło można odczytywać także ignorując polityczną otoczkę i wtedy również jest ono wartościową lekturą, głównie ze względu na ukazanie obozowej rzeczywistości w komunistycznych Chinach. Narrator jest bystrym obserwatorem i w swoich wspomnieniach chętnie dzieli się szczegółami oraz absurdami ze swojej egzystencji w przymusowym zamknięciu, prezentując niemal wszystkie jej aspekty. Bardzo interesujące są rozważania dotyczące wolności, podkreślające jak ważna jest sama świadomość przynajmniej częściowej niezależności – jej zaczynem są myśli, nieskażone cenzurą, nienarażone na karę, które mogą poruszać się po dowolnych orbitach, pomagając przetrwać w krytycznych chwilach. Warto jednocześnie zauważyć, że tuż po opuszczeniu bram obozu, protagonista odczuwa podświadomy brak nadzoru i pokrzykiwań, budzi się w nim wręcz paląca potrzeba bycia pilnowanym i kierowanym, która jednak stopniowo zanika.
Yonglin Zhang prezentuje również całą paletę czynników, mniej i zdecydowanie bardziej istotnych, które decydują o przetrwaniu zarówno fizycznym jak i psychicznym, udowadniając przy okazji jak kreatywną istotą jest człowiek, szczególnie w okolicznościach, w których brak sprytu i chytrości prowadzi do niechybnej śmierci. Co istotne, pomysłowość nie sprowadza się wyłącznie do zdobywania pożywienia – bohater przechodząc prawdziwą szkołę życia uczy się wielu zajęć, których jako przykładny i nie karany obywatel z pewnością nigdy by nie zgłębiał (komu przyszłoby do głowy, żeby opanować fach zduna albo woźnicy?).
Powieść to także dowód na hart ducha i niezłomność ludzkiej natury, która jest zdolna przystosować się nawet do najbardziej niesprzyjających warunków. Śledząc losy narratora możemy przekonać się, że pod pewnym względem prowadzi on normalną egzystencję, w której jest miejsce na takie uczucia jak miłość (wątek z jej udziałem jest mocno rozbudowany i ciągnie się praktycznie do końca lektury), zazdrość, wdzięczność, wyrozumiałość czy przyjaźń. Obecne życie bohatera, mimo, że daleko mu do bytu prowadzonego przed osadzeniem w obozie, nadal pozostaje najwznioślejszą wartością i dzięki takiemu podejściu niemal nic nie jest w stanie zniszczyć psychiki Yonglina Zhanga. Jego narracji nie brakuje pogody oraz ciepła, a całość w znakomitym stylu uzupełniana jest licznymi odwołaniami do światowej oraz tradycyjnej chińskiej literatury, świadczącymi o sporej erudycji bohatera. Pojawiają się nawiązania m.in. do Puszkina, Oscara Wilde’a, Kartezjusza, Nerudy, Dantego, Goethego czy Andersena. Obok tego protagonista przytacza również tworzone na potrzeby chwili przez mieszkańców gospodarstwa ludowe przyśpiewki, za pomocą których wyrażają oni swoje emocje bądź rozterki. Wszystko okraszono prostym i nieocenzurowanym językiem, jakim posługują się miejscowi, który prezentuje się zgoła odmiennie od narracji Yonglina Zhanga, nacechowanej poetyzmem, sporą ilością porównań czy rozważań o filozoficznym zacięciu.
Powieść to także zapis transgresji głównego bohatera, który usiłuje wyrzec się swoich burżuazyjnych korzeni i zbliżyć się do zwykłych i pospolitych ludzi pracy, którzy budują potęgę komunistycznych Chin. Pomocą w tym niełatwym zadaniu jest lektura Kapitału Karola Marksa, książki, otrzymanej od jednego ze współwięźniów jeszcze w obozie pracy. Yonglin Zhang przystępuje do badania własnej natury, szczegółowego analizowania swoich zachowań i postaw czyniąc to przez pryzmat marksistowskich idei, które okazują się zaskakująco nośne i pojemne, możliwe do przyłożenia także do chińskiej rzeczywistości gdzieś na zapadłej wsi. Młody inteligent, mimo iż jest świadom własnej wyższości umysłowej i kulturowej nad ludźmi pracy, godzi się z rolą kozła ofiarnego, złożonego na ołtarzu nowej epoki i akceptuje fakt, że musi on dźwigać ciężar win swoich przodków, czyli kapitalistyczną naturę. Wyrywa się on także z pustkowia uczuć i właśnie dzięki ludziom pracy doświadcza spontanicznych i szczerych uczuć, co skłania go do refleksji, że to właśnie owi osobnicy są tytułowymi zielonodrzewami, czyli roślinami, którym niestraszne palące słońce, susza czy nieurodzajna gleba.
Reasumując, powieść Zielonodrzew, to całkiem dobra lektura. Co prawda rażąca jest głęboka ale chyba jednak naiwna wiara w teorie wysnute przez Karola Marksa czy traktowanie Kapitału jako swoistej księgi, w której zawarto wszelkie prawdy objawione, ale bez tych fragmentów trudno byłoby prawdopodobnie zrozumieć cały ogrom przemian, jaki dokonał się w chińskim państwie oraz społeczeństwie od czasu, kiedy panowanie objęli tam komuniści. Pod palce stukające w klawisze klawiatury aż cisną się słowa, że bohater książki to świetny przykład jednostki zindoktrynowanej, zatrutej ideologią, której padła ona ofiarą, ale brak bezpośredniej znajomości chińskich realiów nie pozwala mi na postawienie takiej tezy. Ta niemożność oceny Xianlianga Zhanga skłania mnie równocześnie, by w najbliższej przyszłości rozejrzeć się za drugą powieścią chińskiego autora, którą wydano w Polsce - Zupa z trawy: dziennik z chińskiego gułagu.
 
Wasz Ambrose

6 komentarzy:

  1. Rewelacyjna rzecz Ci się trafiła. Aż Ci zazdroszczę, że na Ciebie padło, by ją odkryć przed szerszą rzeszą czytelników:) Nie wiem, czy kiedyś ją napotkam, ale zapiszę sobie, by jej nie przegapić.Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, przyznaję, że książka jest bardzo interesująca, szczególnie w kontekście przemian, które dokonała się w Chinach od momentu powstania ChRL. Powieść, tak jak pisałem, wpadła mi w ręce przypadkiem :) Spróbuj rozejrzeć się za nią w swojej bibliotece - a nuż się trafi. Ciekaw jestem Twojej opinii.

      Usuń
  2. Oj, szkoda, że autor nie mógł studiować. Okrutnie niesprawiedliwa jest taka kara za niewłaściwe pochodzenie, czyli za coś, na co nie miał najmniejszego wpływu...
    Widzę z bocznego paska, że czytasz teraz "Dziwną historię o upiorach z latarnią w kształcie piwonii". Ależ niesamowity, dziwny tytuł! I bardzo, bardzo pociągający :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, skazywanie dzieci za przewinienia, bądź domniemane winy przodków, to zawsze dziwna sprawa, którą ciężko zaakceptować. Xianliang Zhang, o czym możemy dowiedzieć się z ciekawej przedmowy, naprawdę sporo w życiu przeszedł oraz równie dużo wycierpiał. Nie urodził się on pod szczęśliwą gwiazdą.

      Ha, tytuł mojej obecnej lektury jest rzeczywiście bardzo oryginalny, mnie także cały czas zastanawia i frapuje, bowiem dopiero niedawno rozpocząłem czytanie i nie mam zielonego pojęcia, skąd te "piwoniowe" latarnie. Utwór o tyle ciekawy, że pochodzi z XIX wieku

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się tytuł tej powieści, choć sama fabuła jakoś mnie nie zachwyciła. To bardzo fajne, że zdarzają się takie zbiegi okoliczności czy pomyłki, które pozwalają nam odkryć coś niesamowitego, po co sami z siebie pewnie byśmy nie sięgnęli. Życzę Tobie wiecej takich miłych pomyłek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tytuł jest dość nieoczywisty i tłumacz w krótkiej przedmowie dość gęsto się z niego tłumaczył :) Cała książka jest dość dziwaczna z jednego powodu - niby to typowa literatura obozowa, ale narrator, w przeciwieństwie do większości ludzi zesłanych na przymusowe roboty, nie złorzeczy na system, który doprowadził do takiej sytuacji. Ba, wręcz przeciwnie - uważa on, że chiński komunizm przechodzi drobne perturbacje, chwilowo zbacza z kursu, ale koniec, końców musi okazać się czymś dobrym. Swoje skazanie, uwięzienie, (nie)słuszne oskarżenie traktuje więc jako rodzaj swoistej ofiary, którą musi złożyć, by żyło się lepiej przyszłym pokoleniom. A fabułę napisało samo życie autora :)

      A co do pomyłek i szczęśliwych trafów, to Tobie również coś takiego się przytrafiło - dzięki Panu Mathewsowi miałaś okazję poznać grupę OuLiPo :) Dlatego również życzę Ci więcej takich przypadków :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)